niedziela, 23 listopada 2014

Oni - Debiutanci 2014

Katharsis



Unieśli mnie za ręce i za nogi, ktoś trzymał moją głowę w żelaznym uścisku.
Jakże mi było cudownie! Czułem liście paproci na swoich nagich plecach, wiatr hulał wokół całując moje spękane usta. Byliśmy gdzieś daleko, słyszałem szum morza. To musiało być bardzo daleko. Wokół mojego domu są same jeziora.
Pytałem ich kim są, skąd się wzięli i dokąd idziemy. Nie odpowiedzieli mi. Słyszałem tylko ich głębokie wdechy i ciężkie wydechy. I urywany śmiech. Chichot jakby przez łzy.
Dajcie spokój! Proszę, powiedzcie, kim jesteście? Złościłem nieustannie, jednak oni nie mówili nic. A więc to byli Oni! Cieszyłem się, że wreszcie mogłem ich jakoś nazwać. To strasznie niezręczne przebywać z kimś cały czas i nie móc nawet się do niego zwrócić. Ot tak, choćby w retorycznym pytaniu.
Miałem przewiązane chustą oczy, nic nie mogłem zobaczyć. Och! Tyle wspaniałych krajobrazów uciekło moim biednym oczom! Czułem to! Och, tak mi ich żal było, że aż się raz rozpłakałem!
Oni nie chcieli żebym płakał. Wiem o tym. Nie chcieli żeby było mi smutno. Dlatego zabierali mnie na te wycieczki, pozwalali, żeby piasek przesypywał się przez moje palce, pozwolili słońcu pieścić moje chude ciało. Babcia zawsze mówiła, że jestem zbyt chudy, że powinienem więcej jeść. Och, babciu! Kiedy ja wcale ostatnio nie jestem głodny! Naprawdę!
Raz spytałem, czy nie czują się zmęczeni tym ciągłym dźwiganiem mnie. Usłyszałem tylko chichot., więc chyba nie byli zmęczeni. Ucieszyło mnie to ogromnie. Nie chciałbym być dla kogokolwiek ciężarem. Człowiek źle się czuje ze świadomością, że się nim jest. Robi mu się bardzo przykro, gdy przy okazji awantury, ktoś wypomni mu bycie ciężarem. Niestety ja wciąż nie wiedziałem, czy nim jestem czy nie. To bardzo smutna sprawa.
Byłem zszokowany gdy poczułem, że nikt nie trzyma mojej głowy. Mogłem nią swobodnie kręcić, obracać, wyginać jakby była szklaną kulą na plastikowej podstawce. Roześmiałem się w głos, bo zawsze bawiły mnie szklane kule. I kobiety w długich sukniach, które ponoć potrafiły przewidywać z nich przyszłość. Tę świetlaną jak i tę złą. Nie wiedziałem, czy ja w ogóle miałem mieć jakąś przyszłość. Zmierzaliśmy w konkretnym celu, czy tylko upajaliśmy się doznaniami?
Znów było mi smutno, ale już nie płakałem. Oni i tak byli na tyle uprzejmi, że chcieli mnie dźwigać przez cały ten czas! A tak po prawdzie to nawet nie wiedziałem ile minęło czasu. Tato kiedyś dał mi piękny zegarek, nauczył mnie jak odczytywać minione minuty i godziny. Jednak nigdy nie powiedział mi co zrobić by móc je cofnąć. Zawsze czekałem na jego powrót, miałem nadzieję, że wróci i pokażę mi jak odzyskiwać czas. Ale on nie wrócił.
Słyszę jak mamroczą. Rozmawiają między sobą, wypowiadają słowa, których nie mogę zrozumieć. Bełkoczą. Cały potok słów, serpentyny znaczeń, bez sensu. Ludziom robi się przykro, gdy szepcze się w ich obecności. A może właśnie obgadują twoją fryzurę? Albo nowe buty, które nie są z najwyższej półki, ale są twoje i wreszcie bez dziur w podeszwach.
Już dawno nie czułem piasku, wiatru czy wody. Stoimy w miejscy, Oni nigdzie nie chodzą, nie oprowadzają mnie już po naszych miejscach. Nie podoba mi się to, ani trochę! Nikt nie lubi stać w miejscu! Każdy chce iść do przodu, rozwijać się, być kimś innym niż było się wczoraj!
Ale...jeżeli czas nie upływał? Nie miałem przyszłości. Byłem sobą. Co dzień tym samym.
Aż w końcu Oni znikli. Znikły ich obojętne uściski i głośne oddechy. Czułem, że się gubię, że tracę stabilizację. Jakbym miał zaraz utonąć. Nikt już mnie nie przytrzymywał. Oczy wciąż miałem przewiązane. Strach paraliżował moje ciało, które wreszcie mogło się poruszyć. Docierały do mnie zapachy, dziwne mieszaniny, których nie potrafiłem rozpoznać. I wtem, rozległ się pusty głos, zupełnie bez wyrazu. Przypominał mi głos nieuprzejmej pani z głośnika na dworcu centralnym.
-Sam zdecyduj czy idziesz dalej z nami – to byli Oni! Moi prywatni zbawiciele.
-Ale dokąd idziecie? - zawołałem w przestrzeń, a mój głos odbił się echem.
-Dalej – odparł krótko ten sam monotonny głos.
Zamyśliłem się.
-A co jeżeli zdecyduję inaczej?
-Otrzymasz przyszłość. Pójdziesz na obiad do babci, która na pewno za tobą tęskni. Wybierzesz się wreszcie na grób ojca – pogodzisz się z jego śmiercią. Zaczniesz być idealnym sobą bez najnowszego modelu butów. Przestaniesz się bać przyszłości, zaczniesz być samodzielny i odpowiedzialny.
Mnogość docierających do mnie emocji i wrażeń była porażająca.
Zapłakałem, ściskając w swych dziecięcych piąstkach cały swój niepokój i rozżalenie. Jednak nie były to dłonie dziecka. Czułem zgrubienia i odciski, szerokie paznokcie na długich palcach.
-Wybór należy do ciebie – albo idziesz dalej, albo wracasz do swojej przyszłości.
Kręciło mi się w głowie. Żadna myśl nie wydawała mi się być klarowna. Aż wreszcie pozbyłem się z oczu śnieżnobiałej chusty.


                                                              ***

Na oddziale rozległ się alarm. Siostra Magda w pokoju pielęgniarek rzuciła się w stronę monitorów. Po chwili zawołała:
-Marysia, dzwoń po doktora i do rodziców tego samobójcy z piątki! Wybudził się!

1 komentarz:

  1. To już koniec? Wierzę, że to tylko taka dłuższa pauza. Pauza na poukładanie w życiu tego co jest najważniejsze i nowe teksty pojawią się w najbardziej odpowiednim momencie.

    OdpowiedzUsuń