Duplikat
Mrok otoczył Jastana, gdy ten wybiegł z płonących
katakumb. Pożar wzniecony w podziemiach kaplicy zaczynał być
widoczny z zewnątrz. Gęsty, czarny dym przesłonił wejście do
chramu, a ulatniając się w eter, czynił niebo jeszcze bardziej
mrocznym.
Jastan
był już daleko, gdy odwrócił się po raz pierwszy i ostatni,
patrząc, jak języki ognia zajmują kopułę budynku.
Niespodziewanie zdał sobie sprawę, że ulewa przeszła, ustępując
silnym powiewom wiatru. Deszcz przestał padać!
-
Skończony idioto! Połowa zabudowań w tym mieście jest z drewna!
- nie mógł sobie darować, że dał się ponieść emocjom. A
przecież miał się go pozbyć dyskretnie!
Przez
moment rozważał myśl o powrocie na miejsce pożaru i ugaszenie go,
jednak gdy żar padł na budynek obok, zrozumiał, że jest za późno.
Strzecha zapłonęła błyskawicznie. Jedyne co mógł zrobić, to
polecić życie mieszkańców bogom, w których nie wierzył.
Przecierając oczy, rzucił się w szaleńczy bieg, pędził między
zdewastowanymi przez czas i naturę domkami, czując
wszechogarniające zmęczenie. Biegł, by znaleźć się jak najdalej
od miejsca ohydnej zbrodni i od własnych myśli. Pierwszy,
najbardziej odrażający koszmar z przeszłości zginął z jego
ręki. Dokonał zemsty, jednak uczucie ciężaru nie zelżało.
Przerażał go fakt, że czyjaś śmierć sprawiła mu tak wiele
satysfakcji. Przez zbyt długi moment był panem śmierci, w swych
rękach miał władzę, która wcale nie należała do niego, jednak
w tamtym momencie widział to całkiem inaczej. Wreszcie był sobą.
Wydawało mu się, że po raz pierwszy w życiu odetchnął pełną
piersią. Czerwień była jego barwą, w żyłach płonął ogień, a
ekstaza na widok padającego trupa nie mogła się z niczym
równać. Myśl, że dał koniec odrażającemu procederowi
nekromanty oraz eksperymentom na zwłokach ludzi dodała mu dość
sił, by móc choć spojrzeć na siebie w mijanej kałuży.
Świadomość, że stał się podobny do Janusa Hasildora, i czerpie
radość ze śmierci zadanej innym, okrutnie poruszyła jego
zszargane sumienie.
Stopy
tonęły w grząskiej, namokłej glinie, znacznie utrudniając bieg.
Jastan oparł się o ścianę zapadłej chaty, oddychając głęboko.
Nie mógł powstrzymać drżenia ciała wywołanego zmęczeniem. W
głowie szalały myśli, a obrazy wydarzeń makabrycznej nocy ciągle
przesłaniały w wzrok. Wciąż miał przed oczyma bulgotanie
czarnoksięskich mikstur, wir ostrzy, strumienie posoki strzelające
w sufit i widok skrwawionych po łokcie rąk Janusa, który trzymał
ociekający krwią skalpel tak bardzo kontrastujący z niewinnym
dziecięcym uśmiechem. Koszmarny obraz starca przesłoniła wizja
kilkunastu rozkrojonych ciał, a fetor jaki towarzyszył
rozkładowi, wsiąkł głęboko w tkaninę ubrań i sprawił, że
wnętrzności Jastana skręciły się w proteście. Odetchnął
głęboko, starając się opanować mdłości.
Wtem
z centrum miasteczka dobiegł go dźwięk olbrzymiego dzwonu. „Alarm
postawi zaraz na nogi wszystkich mieszkańców, a lepiej być
daleko, gdy słudzy Janusa odkryją, że ich pan spłonął wraz ze
swą kryjówka” pomyślał. Walka z kohortą rozwścieczonych
bestii nie była najprzyjemniejszą perspektywą, zwłaszcza, gdy
człowiek słania się na nogach. Przemierzał więc błotniste
miasteczko bocznymi uliczkami w obawie przed schwytaniem.
Znalazłszy
się przed karczmą, Jastan odetchnął z ulgą. Klacz nadal stała
uwiązana do belki, a juki przymocowane do siodła wyglądały na
nietknięte. Opryszki, którym obiecał zapłatę za dopilnowanie
dobytku, gdzieś zniknęli. Bez chwili zastanowienia dosiadł rumaka
i udał się ku bramie. Mijał coraz więcej osób. Wszyscy biegli w
stronę pożaru, jednak wątpił, iż idą, by pomóc.
-
Nie ma to jak patrzeć na czyjeś nieszczęście! - wykrzyknął do
rozentuzjazmowanego tłumu, po czym splunął na ziemię i popędził
konia.
Pod
osłoną nocy przebył spory odcinek drogi, nie trzymał się jednak
głównego traktu w obawie przed pościgiem. Gdy miasteczko stało
się już zaledwie świetlistą łuną na horyzoncie, a jego wzrok
przywykł do ciemności, zeskoczył z konia i wyciągnął z juków
sponiewierany ekwipunek.
„A
więc pierwsza część planu powiodła się” - pomyślał,
wyciągając z sakwy komponenty niezbędne do wywołania
portalu. Klęknąwszy na mokrej od rosy trawie, w równej
odległości od siebie ułożył z kamieni ogniskujących runiczny
trójkąt. Z kieszeni spodni wyciągnął pukiel krwistoczerwonych
włosów i rzucił go w centrum symbolu. Powietrze przeciął świst,
a całą polanę wypełnił blask, upodabniając noc do dnia. Każdy
z kamieni wytworzył pojedynczą wiązkę światła, a wszystkie trzy
złączyły się wewnątrz trójkąta, spopielając przygotowany
pukiel włosów i krusząc kamienie.
Jastan
zaklął szkaradnie, sądząc, że całe przedsięwzięcie poszło na
marne, jednak czekała go miła niespodzianka w postaci wrzącej od
energii sfery. Z determinacją wypisaną na twarzy wskoczył w
głąb portalu. Otoczyła go ciemność. Pędził gdzieś, czując,
jak pęd powietrza nie pozwala mu oddychać. Ciśnienie było nie do
wytrzymania. Jastan zdawał sobie sprawę, że jego płuca mogą tego
nie wytrzymać… Nagle wszystko się skończyło. Przez moment nie
mógł złapać oddechu. Opierając się o chłodny mur, stwierdził,
że tunele czasoprzestrzenne zdecydowanie nie są jego ulubionym
środkiem transportu.
-
Już myślałam, że nigdy się nie pojawisz! - kpiarski ton głosu
nie mógł należeć do nikogo innego niż...
-
Evril, ruda bestio! - krzyknął Jastan, uśmiechając się szeroko
na widok przyjaciółki. - Nigdy więcej nie każ mi podróżować
tym... czymś! - zdegustowany wskazał na dogasający portal. –
Wszystko idzie zgodnie z plan...
-
Nie kracz, bo wykraczesz ! Chodź. Nie mamy już wiele czasu.
-
Nie! W tej chwili powiedz mi, o co tu chodzi!- - zażądał, gniewnie
marszcząc brwi. – Jak na razie jedynym sensownym punktem twego
genialnego planu było zamordowanie tego potwora, więc może
zechcesz mi wyjaśnić w czym rzecz?!
Niespodziewanie
Evril pchnęła go na ścianę i zakryła mu usta dłonią. Mimo
mroku Jastan stwierdził, że przyjaciółka jest mocno poirytowana.
-
Ucisz się, garłaczu i słuchaj! - jej zielone oczy zabłysły
groźnie, a dłonie nie zwalniały uścisku. - Natrafiłam na ślad
jego kryjówki Uciekał stamtąd w najwyższym pospiechu,
zostawiając ciekawy plik zwojów. Jeden z nich opisywał proces
rozszczepiania katoplazmatoicznego - na widok zdezorientowanej miny
Jastana prychnęła. - On się sklonował! Na zwoju została zapisana
dokładna data i miejsce dokonania podziału. Miejscem jest twierdza,
a termin upłynął trzy księżyce temu. W momencie, gdy
ty zabiłeś nieszczęsnego sobowtóra Janusa, jego umysł powrócił
do pierwotnego ciała. Teraz przebywa gdzieś w tej twierdzy,
zapewne kompletnie wyczerpany i żyje myślą, iż jest całkowicie
bezpieczny.
-
Oczywiście, nie uznałaś za stosowne, aby mi o tym powiedzieć. -
oburzył się Jastan, ale mina Evril mówiła sama za siebie. -
Jednak... Dlaczego nie wyczuwam jego obecności?
-
Zmysły zawsze są nieco przytępione po teleportacji. Uwierz mi, że
jest tu. Ja go wyczuwam, choć słabo...
-
Nieważne.- przerwał jej ostro - Prowadź. Skończmy to wreszcie! –
Evril przyjęła wyzwanie przyjaciela z promiennym uśmiechem.
Gdy
znaleźli się przed drzwiami komnaty Janusa, Jastan zadrżał.
Przypomniał sobie wszystkie okropności, które wydarzyły się
podczas ostatniego spotkaniu z nekromantą. Jednak tym razem nie był
sam. Evril również szykowała się do walki. Sztylet ze złoconą
rękojeścią już spoczywał w jej dłoni. Jastan pchnął drzwi i
doznał szoku. Komnata okazała się przytulnym pokoikiem pełnym
szkarłatnych poduszek i jedwabi. Niski, wątły staruszek stał przy
oknie.
-
Oczekiwałem cię, Jastanie. Więcej w tobie zaradności niż się
spodziewałem. - głos starca brzmiał niemalże melancholijnie. -
Wiedziałem, że w końcu się spotkamy. Ile to już lat minęło?
Pięć? Sześć? Jesteś zwierzęciem Jastan, obiektem badań! Niczym
więcej! Pasujesz do klatki...
-
Dość! - przerwał mu stanowczo Jastan, szybko jednak przybrał
ironiczny ton - Taki stary, a dobre wychowanie ma sobie za nic. –
zacmokał, udając zdegustowanego. - Nieładnie, Janusie, zignorować
damę - skłonił się lekko przed Evril, na co odpowiedziała mu
szerokim uśmiechem. - Coś za to stracisz...
-
Może głowę? - zaproponowała Evril, pruderyjnie skrywając twarz.
-
Tak. Wydaje mi się, że to dobry pomysł.
Jastan
nie czekał na usprawiedliwienia przeciwnika. Nie zmieszał go
żałosny wyraz na twarzy starca. Z pochwy wyciągnął miecz pokryty
zakrzepłą krwią i rzucił się na Janusa, czując się panem
sytuacji. Ostrze z łatwością przecięło szyję nekromanty. Jastan
zdążył zauważyć, jak jego oczy gasną, po czym głowa wylądowała
na podłodze tuż obok tułowia.
-
O tak! - rzekł Jastan - Teraz jestem pewien, że ten gad nie żyje.
Bestia
w jego wnętrzu zaryczała triumfalnie, czując gorzki smak zemsty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz