poniedziałek, 4 lutego 2013

Duplikat


Duplikat

Mrok otoczył Jastana, gdy ten wybiegł z płonących katakumb. Pożar wzniecony w podziemiach kaplicy zaczynał być widoczny z zewnątrz. Gęsty, czarny dym przesłonił wejście do chramu, a ulatniając się w eter, czynił niebo jeszcze bardziej mrocznym.
Jastan był już daleko, gdy odwrócił się po raz pierwszy i ostatni, patrząc, jak języki ognia zajmują kopułę budynku. Niespodziewanie zdał sobie sprawę, że ulewa przeszła, ustępując silnym powiewom wiatru. Deszcz przestał padać!
- Skończony idioto! Połowa zabudowań w tym mieście jest z drewna! - nie mógł sobie darować, że dał się ponieść emocjom. A przecież miał się go pozbyć dyskretnie!
Przez moment rozważał myśl o powrocie na miejsce pożaru i ugaszenie go, jednak gdy żar padł na budynek obok, zrozumiał, że jest za późno. Strzecha zapłonęła błyskawicznie. Jedyne co mógł zrobić, to polecić życie mieszkańców bogom, w których nie wierzył. Przecierając oczy, rzucił się w szaleńczy bieg, pędził między zdewastowanymi przez czas i naturę domkami, czując wszechogarniające zmęczenie. Biegł, by znaleźć się jak najdalej od miejsca ohydnej zbrodni i od własnych myśli. Pierwszy, najbardziej odrażający koszmar z przeszłości zginął z jego ręki. Dokonał zemsty, jednak uczucie ciężaru nie zelżało. Przerażał go fakt, że czyjaś śmierć sprawiła mu tak wiele satysfakcji. Przez zbyt długi moment był panem śmierci, w swych rękach miał władzę, która wcale nie należała do niego, jednak w tamtym momencie widział to całkiem inaczej. Wreszcie był sobą. Wydawało mu się, że po raz pierwszy w życiu odetchnął pełną piersią. Czerwień była jego barwą, w żyłach płonął ogień, a ekstaza na widok padającego trupa nie mogła się z niczym równać. Myśl, że dał koniec odrażającemu procederowi nekromanty oraz eksperymentom na zwłokach ludzi dodała mu dość sił, by móc choć spojrzeć na siebie w mijanej kałuży. Świadomość, że stał się podobny do Janusa Hasildora, i czerpie radość ze śmierci zadanej innym, okrutnie poruszyła jego zszargane sumienie.
Stopy tonęły w grząskiej, namokłej glinie, znacznie utrudniając bieg. Jastan oparł się o ścianę zapadłej chaty, oddychając głęboko. Nie mógł powstrzymać drżenia ciała wywołanego zmęczeniem. W głowie szalały myśli, a obrazy wydarzeń makabrycznej nocy ciągle przesłaniały w wzrok. Wciąż miał przed oczyma bulgotanie czarnoksięskich mikstur, wir ostrzy, strumienie posoki strzelające w sufit i widok skrwawionych po łokcie rąk Janusa, który trzymał ociekający krwią skalpel tak bardzo kontrastujący z niewinnym dziecięcym uśmiechem. Koszmarny obraz starca przesłoniła wizja kilkunastu rozkrojonych ciał, a fetor jaki towarzyszył rozkładowi, wsiąkł głęboko w tkaninę ubrań i sprawił, że wnętrzności Jastana skręciły się w proteście. Odetchnął głęboko, starając się opanować mdłości.
Wtem z centrum miasteczka dobiegł go dźwięk olbrzymiego dzwonu. „Alarm postawi zaraz na nogi wszystkich mieszkańców, a lepiej być daleko, gdy słudzy Janusa odkryją, że ich pan spłonął wraz ze swą kryjówka” pomyślał. Walka z kohortą rozwścieczonych bestii nie była najprzyjemniejszą perspektywą, zwłaszcza, gdy człowiek słania się na nogach. Przemierzał więc błotniste miasteczko bocznymi uliczkami w obawie przed schwytaniem.
Znalazłszy się przed karczmą, Jastan odetchnął z ulgą. Klacz nadal stała uwiązana do belki, a juki przymocowane do siodła wyglądały na nietknięte. Opryszki, którym obiecał zapłatę za dopilnowanie dobytku, gdzieś zniknęli. Bez chwili zastanowienia dosiadł rumaka i udał się ku bramie. Mijał coraz więcej osób. Wszyscy biegli w stronę pożaru, jednak wątpił, iż idą, by pomóc.
- Nie ma to jak patrzeć na czyjeś nieszczęście! - wykrzyknął do rozentuzjazmowanego tłumu, po czym splunął na ziemię i popędził konia.
Pod osłoną nocy przebył spory odcinek drogi, nie trzymał się jednak głównego traktu w obawie przed pościgiem. Gdy miasteczko stało się już zaledwie świetlistą łuną na horyzoncie, a jego wzrok przywykł do ciemności, zeskoczył z konia i wyciągnął z juków sponiewierany ekwipunek.
A więc pierwsza część planu powiodła się” - pomyślał, wyciągając z sakwy komponenty niezbędne do wywołania portalu. Klęknąwszy na mokrej od rosy trawie, w równej odległości od siebie ułożył z kamieni ogniskujących runiczny trójkąt. Z kieszeni spodni wyciągnął pukiel krwistoczerwonych włosów i rzucił go w centrum symbolu. Powietrze przeciął świst, a całą polanę wypełnił blask, upodabniając noc do dnia. Każdy z kamieni wytworzył pojedynczą wiązkę światła, a wszystkie trzy złączyły się wewnątrz trójkąta, spopielając przygotowany pukiel włosów i krusząc kamienie.
Jastan zaklął szkaradnie, sądząc, że całe przedsięwzięcie poszło na marne, jednak czekała go miła niespodzianka w postaci wrzącej od energii sfery. Z determinacją wypisaną na twarzy wskoczył w głąb portalu. Otoczyła go ciemność. Pędził gdzieś, czując, jak pęd powietrza nie pozwala mu oddychać. Ciśnienie było nie do wytrzymania. Jastan zdawał sobie sprawę, że jego płuca mogą tego nie wytrzymać… Nagle wszystko się skończyło. Przez moment nie mógł złapać oddechu. Opierając się o chłodny mur, stwierdził, że tunele czasoprzestrzenne zdecydowanie nie są jego ulubionym środkiem transportu.
- Już myślałam, że nigdy się nie pojawisz! - kpiarski ton głosu nie mógł należeć do nikogo innego niż...
- Evril, ruda bestio! - krzyknął Jastan, uśmiechając się szeroko na widok przyjaciółki. - Nigdy więcej nie każ mi podróżować tym... czymś! - zdegustowany wskazał na dogasający portal. – Wszystko idzie zgodnie z plan...
- Nie kracz, bo wykraczesz ! Chodź. Nie mamy już wiele czasu.
- Nie! W tej chwili powiedz mi, o co tu chodzi!- - zażądał, gniewnie marszcząc brwi. – Jak na razie jedynym sensownym punktem twego genialnego planu było zamordowanie tego potwora, więc może zechcesz mi wyjaśnić w czym rzecz?!
Niespodziewanie Evril pchnęła go na ścianę i zakryła mu usta dłonią. Mimo mroku Jastan stwierdził, że przyjaciółka jest mocno poirytowana.
- Ucisz się, garłaczu i słuchaj! - jej zielone oczy zabłysły groźnie, a dłonie nie zwalniały uścisku. - Natrafiłam na ślad jego kryjówki Uciekał stamtąd w najwyższym pospiechu, zostawiając ciekawy plik zwojów. Jeden z nich opisywał proces rozszczepiania katoplazmatoicznego - na widok zdezorientowanej miny Jastana prychnęła. - On się sklonował! Na zwoju została zapisana dokładna data i miejsce dokonania podziału. Miejscem jest twierdza, a termin upłynął trzy księżyce temu. W momencie, gdy ty zabiłeś nieszczęsnego sobowtóra Janusa, jego umysł powrócił do pierwotnego ciała. Teraz przebywa gdzieś w tej twierdzy, zapewne kompletnie wyczerpany i żyje myślą, iż jest całkowicie bezpieczny.
- Oczywiście, nie uznałaś za stosowne, aby mi o tym powiedzieć. - oburzył się Jastan, ale mina Evril mówiła sama za siebie. - Jednak... Dlaczego nie wyczuwam jego obecności?
- Zmysły zawsze są nieco przytępione po teleportacji. Uwierz mi, że jest tu. Ja go wyczuwam, choć słabo...
- Nieważne.- przerwał jej ostro - Prowadź. Skończmy to wreszcie! – Evril przyjęła wyzwanie przyjaciela z promiennym uśmiechem.
Gdy znaleźli się przed drzwiami komnaty Janusa, Jastan zadrżał. Przypomniał sobie wszystkie okropności, które wydarzyły się podczas ostatniego spotkaniu z nekromantą. Jednak tym razem nie był sam. Evril również szykowała się do walki. Sztylet ze złoconą rękojeścią już spoczywał w jej dłoni. Jastan pchnął drzwi i doznał szoku. Komnata okazała się przytulnym pokoikiem pełnym szkarłatnych poduszek i jedwabi. Niski, wątły staruszek stał przy oknie.
- Oczekiwałem cię, Jastanie. Więcej w tobie zaradności niż się spodziewałem. - głos starca brzmiał niemalże melancholijnie. - Wiedziałem, że w końcu się spotkamy. Ile to już lat minęło? Pięć? Sześć? Jesteś zwierzęciem Jastan, obiektem badań! Niczym więcej! Pasujesz do klatki...
- Dość! - przerwał mu stanowczo Jastan, szybko jednak przybrał ironiczny ton - Taki stary, a dobre wychowanie ma sobie za nic. – zacmokał, udając zdegustowanego. - Nieładnie, Janusie, zignorować damę - skłonił się lekko przed Evril, na co odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. - Coś za to stracisz...
- Może głowę? - zaproponowała Evril, pruderyjnie skrywając twarz.
- Tak. Wydaje mi się, że to dobry pomysł.
Jastan nie czekał na usprawiedliwienia przeciwnika. Nie zmieszał go żałosny wyraz na twarzy starca. Z pochwy wyciągnął miecz pokryty zakrzepłą krwią i rzucił się na Janusa, czując się panem sytuacji. Ostrze z łatwością przecięło szyję nekromanty. Jastan zdążył zauważyć, jak jego oczy gasną, po czym głowa wylądowała na podłodze tuż obok tułowia.
- O tak! - rzekł Jastan - Teraz jestem pewien, że ten gad nie żyje.
Bestia w jego wnętrzu zaryczała triumfalnie, czując gorzki smak zemsty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz